Jak każda przyszła mama chciałam, żeby wszystko odbyło się spokojnie. Chciałam mieć poczucie bezpieczeństwa, a to oznacza: poczucie, że jestem w najlepszych rękach. Poczucie, że o nic nie muszę się martwić. I miałam.
– Czy ma pani jakieś pytania? – słyszałam zazwyczaj po tym, jak wytłumaczono mi już wszystko. Nie miałam. Wszystko jasne.
Przed porodem – spotkanie z położną, anestezjologiem, neonatologiem. Krok po kroku, za rękę wprowadzano mnie w świat, gdzie wkrótce miałam się spotkać z małym, wielkim cudem.
Genialny ginekolog-położnik dr Krzysztof Pancześnik – ostoja spokoju i wiedzy. Uff, nawet pozwolił mi biegać w ciąży. No dobra, truchtać, ale jednak to była regularna aktywność fizyczna. Chodziłam też na jogę. Może dzięki temu, już po wszystkim błyskawicznie wracałam do formy.
No właśnie po: znowu spokojny głos specjalistów i kawał solidnej wiedzy na temat tego, co teraz dzieje się z moim ciałem i jak pielęgnować półmetrowe nowe życie.
Z Oddziału Położniczego Szpitala Damiana wychodziłam bez obaw. Wiedziałam, co teraz i wiedziałam, że zawsze mogę zadzwonić, gdybym miała jakieś wątpliwości.
Aha, a ponieważ nie jem mięsa, w trakcie pobytu w szpitalu zadbano nawet o mój talerz.
Dziękuję!