Eko
0

15 grudnia 2016

Też tak macie?

Miałam napisać rano, ale nie zdążyłam, a potem (zaraz potem!) skończył się dzień. To piszę teraz, choć powinnam pójść spać, bo malec zaraz się obudzi na żywność. Dobra, zaczekam, po co ma mnie budzić 🙂

Rano. Budzi się Kosma. Nie ma mowy o zabawie. Jeeeeeeeść! Nie, nie kaszę. Mleeeeeekooooo! Od mamy.

Karmię. Budzi się Tytus i szoruje do naszej sypialni. Zawracam go w 1/3 drogi.

-Tysiu, już mnie tam nie ma, chodź do nas.

Tup, tup, tup. Przybiega. Z 4 pluszakami i 1 książeczką.

-Poczytaj mi, mamo…

Tomcio Paluszek. 3 razy. Potem czyta Tysiek 3 razy. Skubany, pamięta wszystko i recytuje z głowy jak z nut.

Muś chce na siku.

Paweł w końcu zasnął po nocy z 40-stopniową gorączką, więc ogarniam sama.

Tysiu, baw się bliżej Kosia, ja tylko wypuszczę Musia.

-Ale ja chcę kosteczki! (kolorowe, do nawlekania. Idealne dla Kosia do jedzenia i połykania)
-Tysiu, nie możesz ich rozsypywać przy Kosiu, bo może się udławić.
-Ale ja chcę tutaj, kosteczki…. (ryk wisi na włosku)

Tata wystawia głowę z sypialni.

-Tysiu….

Znikam z Musiem. Kiedy wracam, Tyś bawi się z Kosmą.

Też tak macie?

Dobra, kasza.

Koś głodny, jakby mleko było pieśnią przeszłości. Tytus też chce kaszę. W końcu karmię ich na zmianę z jednej miski, siedząc na podłodze, gdzie Tysiek zrobił lądowisko dla helikoptera ratunkowego.

-Ale ja nie chcę do przedszkola, chcę być z tobą.

Zaczynamy negocjacje. Domofon. Marcin z panem Stasiem dokończyć poremontowe historie. Boże, mają wiertary. Przepadłam. Tysiek boruje.

Kochani mediatorzy, nie znam waszych technik, ale dałam radę. Co prawda galopujemy do przedszkola na barana, ale co mi tam! Zażegnana rozpacz, że nie ma strażackich spodni i powiertarowa pustka w duszy też załatana.

Oooo, Koś się budzi, a nie mówiłam….

Paweł ciągle chory. Musiałam załatwić jedną rzecz, więc ratował nas dziadek.

-Sadziu wracaj, obaj niewykąpani i głodni (to o Kosiu i Tysiu). W te pędy, a przecież załatwiałam pracowo.

-Mamo, ale ja chcę się bawić…
-Tysiu, szoruj pod prysznic, zabierz strażaków.

Udało się, ale piec odmówił współpracy i na koniec na Tysia polał się górski strumień. Dzielne chłopaczydło!

Teraz Kosiek. Woda ledwo ciepła, ale musimy się wykąpać. Ten też dzielny. Obaj głodni. Kasza dla Kosia. Zupa dla Tysia.

-Bleeee, ale ja chcę kaszę, taką niezmiksowaną…

Razowy kus-kus, siemię lniane, banan, olej z wiesiołka. Gotowe. Tysiek zasypia podczas jedzenia. Prawie…

Zęby myję mu niemal na śpiocha. Do łóżeczka. Śpi w 1/2 sek. Nic dziwnego, jest 23.30… Niewiele wcześniej udało mi się położyć Kosia. Idealną matką to ja nie jestem, ale takich przecież nie ma.

Teraz sama szoruję spać, bo jutro sesja zdjęciowa, a ja wszystko jeszcze muszę zrobić. Ugotowałam kaszę na rano. I mam 5 rzeczy, które powinnam załatwić przed pracą.

Matulu, też tak macie?

 

xxx