Kocham wakacje w Polsce. Bez względu na pogodę. Może padać. I tak mam frajdę. Bo biegam.
Dziś po drodze takie widoki. Kadyny – jedno z moich ulubionych biegowych miejsc. Piękne lasy, ponad stuletnie dęby, pruskie zabudowania z czerwonej cegły. Jest czym oddychać. Rano, na powitanie, zawsze ten sam obrazek… Lilie w ogrodzie Hotelu SPA Srebrny Dzwon.
No to w drogę. Pierwsza połowa pod górę, do klasztoru franciszkanów. Druga – pędem w dół. Nagroda!
A zaledwie dwa dni temu…
Gdynia. Akcja Pomoc Mierzona Kilometrami, podczas której zbieramy kilometry na rehabilitację niepełnosprawnych dzieciaków. Przebiegnięte/przemaszerowane/przepłynięte kilometry zamieniamy na pieniądze. W zeszłym roku udało nam się przekazać milion złotych na konto fundacji „Nie jesteś sam”. W tym roku powalczymy o więcej!
Przed Gdynią było Ośno Lubuskie i Afrodyta SPA, gdzie wracam od ośmiu lat. Nie tylko dla biegania, ale też dla nagród po treningach: pieczonego na miejscu chleba, małosolnych domowej roboty, no i… ayurwedyjskich masaży!
Może znowu nad morze? No pewnie! W końcu tam zaczęłam wakacje: Rowy, Kormoran Wellness Medical SPA – mieli tam nawet „beret” do ćwiczeń core stability, które zalecił mi trener i które mam regularnie wykonywać, a wykonuję… No dobra, staram się w miarę regularnie, ale obiecuję sobie, że będę wykonywała zawsze.
Z nadbałtyckich plaż najbardziej lubię te na Pomorzu Zachodnim. Stąd Dźwirzyno, Hotel Senator i treningi z MOMO. Mój wierny biegowy kompan!
Jeszcze miesiąc z małym hakiem i stanę na starcie Maratonu Warszawskiego. Radocha. I strach, bo trudno wracać do formy po roku nieprzespanych nocy. No ale karmienie Tyśka jest tego warte 🙂 Nie będę się ścigać, pobiegnę tak, jak lubię najbardziej: dla frajdy i przybijania piątek kibicom. Dla mety i tego uśmiechu, który pojawia się nie wiadomo skąd. Do zobaczenia na trasie! I – mam nadzieję – na mecie!