Eko
0

13 stycznia 2013

Zapłakane niebo po maratonie

Najpierw zwodnicy Rajdu Dakar musieli przekroczyć Andy na wysokości niemal 5 tys mnpm. Było zimno, na poboczu leżał śnieg, zaczęło padać. Potem ścigali się na 3-4 tysiącach. Nawet motocykl z trudem łapie wtedy oddech. W sumie mieli do pokonania ponad 800 km. Kiedy dojechali na metę, czekał ich biwak pod jednym dachem, na podłodze.

I własnoręczne naprawy sprzętu. Bez mechaników. Czyli maraton.

Jakby tego mało, z nieba lunął deszcz. Cyril Depres, ubiegoroczny zwycięzca Dakaru przez caly odcinek meczył sie z zepsutą skrzynią biegów. W obozie zawodnik Orlen Teamu, Marek Dąbrowski, zaproponował, że zamieni się z nim na silniki.

Weźmie ten z czterema działającymi biegami, odda mu swój, dobry. Wymiana trwała ładnych parę godzin. Kubie Przygońskiemu Marek oddał swoją oponę, bo była mniej zniszczona, a motocykliści mieli przed sobą kolejny dzień maratonu.

Kiedy Depres kończył walkę z silnikami, z nieba lunął deszcz. W strumieniach wody wprowadzał swój numer 1 pod wiatę. W kurtce pożyczonej od policjanta…

Teraz jeździ z imieniem MAREK na silniku 🙂