Dziś kolejna osoba zapytała mnie: „Sadzia, co ty bierzesz, że masz tyle energii?! Chcę to samo!”.
Odpowiadam…
Quinoa, czyli komosa ryżowa. Gotuje się kilka minut: można tylko w gorącej wodzie, można dodać przecier pomidorowy (najlepiej domowy). Ja dorzucam jeszcze dwie stołowe łyżki siemienia lnianego. Kiedy quinoa jest już miękka, wrzucam gotowaną pietruszkę i seler, ale mogą być dowolne warzywa.
Przyprawiam moją ukochaną solą z przyprawami z wyspy Noirmoutier w Bretanii. Zamiennik: zwykła, gruboziarnista sól morska z dowolnymi przyprawami.
Do tego koniecznie: orzechy, pestki dyni/słonecznika albo migdały zmiksowane z olejem budwigowym (kupicie w aptece) i wszystkimi świeżymi ziołami, jakie znajdziecie w kuchni (ja miałam: szałwię, miętę, bazylię i rozmaryn).
Jeśli jeszcze Wam mało, całość możecie delikatnie polać olejem budwigowym.
Takie danie to znakomita dawka energii na ładnych parę godzin.
Do picia? Domowa lemoniada, czyli woda, wyciśnięta cytryna i syrop z agawy zamiast cukru.
MNIAM!
Spróbujcie 🙂