Coraz bardziej o tym myślę. Coraz bardziej to do mnie dociera. Zwłaszcza podczas podróży.
Jesteśmy z dziećmi na małej wyspie w Brazylii. Chłopcy chodzą tu do lokalnego przedszkola. Po południu pani spaceruje od domu do domu i po kolei zabiera wychowanków. Takie proste, takie społeczne. Całą bandą otwierają furtkę przedszkola. Wiedzą, gdzie mieszka Tytus, a gdzie Chico.
W przedszkolu starsze dzieci opiekują się młodszymi. Niespełna 20-miesięczny Koś jest lokalną maskotką. Wszystkie dzieci go całują i noszą na rękach. A on śmieje się tymi białymi zębiskami. Jest w raju.
Sześcio- czy siedmiolatek sam na ulicy to norma. Wszyscy się znają. Kiedy Koś na kilka sekund znika mi z oczu, od razu podchodzi pani, która pierwszy raz widzę na oczy i informuje, że malec bawi się z jej dziećmi pod stolikiem obok.
Kiedy sama tarabanię się z Tytusem w wózku i Kosiem na barana, przed krawężnikiem – jak spod ziemi – wyrasta jakiś Brazylijczyk, żeby pomóc.
Kiedy lokalesi jadą rowerem, schodzą z niego podczas mijania się z wózkiem.
Nie chcę już pędzić, ścigać się, zastanawiać, czy po 23-ciej bezpiecznie wyprowadzić psa na spacer.
I rozumiem, dlaczego na tej małej wyspie, gdzie trudno o zasięg, a internet cały czas siada – mieszka znakomity operator filmowy z San Paulo, Włoszka, Francuzka, Portugalczyk i Belg.
Rozumiem, dlaczego Brazylijczycy z wielkich aglomeracji znajdują tu azyl. Zwalniają. Nie z przymusu, z wyboru.
Chcę bezpiecznego świata dla siebie i mojej rodziny. Nie muszę się ścigać na większe mieszkanie w lepszej dzielnicy, wolę paradować w klapkach.
Chcę wiedzieć, gdzie mieszkają kumple moich synów i mieć poczucie, że chłopcy mogą do nich pójść spacerem i bezpiecznie wrócić.
Nie chcę przegapić życia. Tak niewiele, tak wiele.
Nie jestem hipisowską, naiwną marzycielką, marzącą o życiu w kibucu czy wyimaginowanej społeczności. Jestem mamą. I staram się świadomie kreować swoją rzeczywistość. Chcę, żeby była moja. Może być skromna, ale moja.
Dlatego kiedyś ucieknę z miasta. Poszukam azylu w miejscu, gdzie dzieci nie siedzą z nosami w laptopach tylko przez 3/4 dnia bawią się na powietrzu. Mają kontakt z naturą.
To na pewno zdrowsze.
I wiecie co, już wiem, że to wszystko nastąpi wcześniej niż później.