Z wielu powodów. Pierwszy zaczarował mnie już na dzień dobry. Sufit na dworcu kolejowym. Stałam z zadartą głową 🙂
Rowery. Są na każdym kroku i na każdym rogu. Ekologiczne, miejskie, wygrzewające się w słońcu. Na szczęście mają po czym jeździć. Kopenhaga to jedna, wielka ścieżka rowerowa.
Poczucie humoru. Wystarczy spojrzeć na tę wystawę sklepową 🙂
Przestrzeń, oddech i wiatraki…
To właśnie w Kopenhadze rozpoczęła się moja podróż do Krainy Wikingów. Gdzie byłam, co robiłam? O tym już wkrótce na moim blogu i już teraz na www.zingtravel.pl oraz www.finelife.pl. Jedno mogę zdradzić od razu, bo nie wytrzymam. Biegałam po… Morzu Północnym!
Jak? Zobaczcie!
11-ty poziom statku Costa Fortuna to bieżnia! Po treningu – rozciąganie. Z widokiem, do którego na pewno będę wracała… Do Kopenhagi, mam nadzieję, też!