Kiedy myślę o tym, co chciałabym na święta, to wiem, że niewiele. Chciałabym dostać czas. Dla siebie i dla rodziny. Bez pośpiechu. Z uśmiechem i furą wspólnej zabawy.
Chciałabym dostać zdrowie bez limitu, bo bez niego wszystkie życzenia jakoś bledną.
Chciałabym dostać power i cierpliwość. Siłę, żeby ogarniać. Cierpliwość, żeby nie wątpić i się nie wściekać.
Wystarczy. To i tak bardzo, bardzo dużo.
Ale ponieważ pytacie mnie o to, co kupuję innym, proszę bardzo.
Małym książki. Tę polecam z całego serca, bo wzrusza te dorosłe dzieci też. Jest o tym, że słowa mogą zagadać, a przytulenie i uważność zawsze w cenie.
Albo klocki, z których można zbudować cały świat.
Kupuję to, co zdrowe: albo pyszną oliwę albo frykasy, które są robione z sercem i od serca. Jak te z GUGA SWEET & SPICY.
Kupuję to, czego sama używam. Bo wiem, że nie ma w tym chemii. Nie szkodzi ani mojej skórze, ani środowisku.
Kupuję to, co da chwilę wytchnienia w zabieganej codzienności.
Daję to, co sama zrobię. Bo jest w tym myśl o obdarowywanym. I ciepło.
Albo coś, co pomoże innym. Jak kalendarz Wielcy Małym, który pomaga naszym braciom mniejszym w schroniskach.
Ale i tak najlepszym prezentem jest nasza obecność. Przytulenie. Wysłuchanie. To grzeje najlepiej. I najdłużej.