Zawsze zagapiam się na Katedrę Santa Maria del Fiore we Florencji. Zadzieram głowę i cmokam w zachwycie. Przepiękne kolorowe marmury, imponująca kopuła. Dziś Duomo było dla mnie nagrodą za marato, bo tuż obok wiodła trasa tego mordercezgo 42-km biegu.
Przypomniała mi się wyczytana kiedyś w „Focusie” historia, jakim problemem było w XIV wieku pokrycie ośmiobocznego bębna kopułą (rozpiętość 42m!). Architekci nie mieli pojęcia, jak wznieść drewniane rusztowanie, które to wytrzyma, a nie chcieli narazić się na drwiny rywalizujących z Florencją miast: Pizy i Sieny. Pojawił się nawet pomysł, żeby wnętrze wypełnić ziemią z monetami i z tej wysokości budować kopułę. W usuwani ziemi (monety!) mieli potem pomóc żebracy.
Dobre imię Florencji obronił ostatecznie Filippo Brunelleschi. Mimo złośliwych komentarzy niedowiarków, zaryzykował nowatorskie rozwiązanie i zbudował kopułę o przekroju łuku ostrego, wspartą na żebrach. Budowę zakończono w 1436 roku. Cieszy oko do dziś!