Szlafrok dla malca? Nic łatwiejszego! – pomyślałam – Banał, zadanie od ręki, dwie minuty i po sprawie. No i się zdziwiłam. I to jak. Jeśli niekoniecznie gustujemy we francuskich projektantach, którzy winszują sobie absurdalne ceny za kawałek materiału z kapturem, jeśli chcemy coś po prostu miłego i przyjaznego, jeśli malec jest naprawdę mały, to szlafrok potrafi być zadaniem z kategorii „wyższa szkoła jazdy”.
Znajdę, no przecież muszę znaleźć. Ten za duży, ten infantylny nawet dla dziecka, ten za bardzo fikuśny, ten z szorstkiego materiału. W końcu jest. I nawet mogę wybrać, czy ma mieć uszy żyrafy, lamparta czy krowy. Stawiam na żyrafę!
W dotyku jest tak miły, że najchętniej sama bym w nim nawet nie chodziła, ale na nim spała. Strzał w dziesiątkę! Na dodatek wkradł mi się tu patriotyzm lokalny: te szlafroczki są szyte w Polsce, na Podkarpaciu, wspierając mieszkańców małych wsi. Kocham fair trade. I kocham Żyrafę na Chmurce, bo tak nazywa się kreacja, w której Tysiek paraduje na basenie.