Był człowiek z marmuru i człowiek z żelaza. Jest człowiek z nadziei. Wałęsa. Pewnie cholernie trudno zamknąć kawał historii (choć i tak ograniczonej do lat 1970-1989, kiedy Lech Wałęsa wygłosił przemówienie w Kongresie USA) w 2-godzinnym filmie. Pewnie trudno pokazać człowieka-legendę od bardzo ludzkiej strony: ze słabościami i przywarami. Wajdzie się udało.
Z jednej strony mamy Wałęsę- trybuna ludowego z niewiarygodnym wręcz talentem przemawiania do tłumów. Wałęsę, który nie boi się iść pod prąd. Wałęsę, który podejmuje trudne decyzje i na zawsze zapisuje się w wolnościowej historii Europy środkowo-wschodniej.
Z drugiej – Wałęsę butnego, zarozumiałego, bezkompromisowego (to ostatnie bywało też zaletą). Wałęsę, który – choć kocha – skazuje żonę i dzieci na samotność, który – nawet gdy jest – jest nieobecny. Jest bardziej dla innych niż dla najbliższych.
To film, gdzie Wałęsa jest wielowymiarowy. Bez lukru. Na koniec wywiadu ze słynną dziennikarka Orianą Fallacci mówi, że gdyby cenzura nie zatrzymała książki o nim, chętnie by ją przeczytał i byłaby to pierwsza książka w jego życiu. Szczerość czy poczucie humoru? Może jedno i drugie.
Genialny Robert Więckiewicz. Dźwięczące w głowie słowa piosenki „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni. Uliczne sceny dokumentalne, które tak dobrze znamy. Z czystym sumieniem polecam.
fot. Marcin Makowski
https://www.youtube.com/watch?v=8EZOMIlmbLQ